Odwiedziło nas:

Liczniki internetowe

piątek, 1 lipca 2011











Kiedy wracam do chwil gdy nasza Angelika żyła, uśmiecham się do moich wspomnień, do naszych wspólnych rozmów...do naszej wspólnej walki o Jej życie. To już tyle miesięcy...od chwili kiedy Jej powiedziałam,, Andziu...chemia nie działa, walczymy już nie o Twoje lata ale o wszystkie chwile, które jeszcze jesteśmy wstanie wyrwać śmierci" Pamiętam ten ból, którego nie mogłam pokazać. Angela wymagała od nas całkowitej wiary i walki. Do końca- tak mówiła.Wiara i Nadzieja była naszą podstawą. Ona wiedziała...i mimo wszystko walczyła nie tylko o swoje życie, ale martwiła się o innych potrzebujących. Te ostatnie chwile były bardzo ciężkie. Rozmowy na skype...szukanie pomocy, nawet gdy wiedzieliśmy, że do rozstania dzielą nas dni, godziny, minuty...Co robić??? Gdzie szukać? Telefony, błagania... Proszę pani...mówi profesor...Andzia już powinna umrzeć...dlaczego ona żyje...nikt tego nie rozumie...Telefon...mama Andzi...Boże co oni mówia??? Przecież ona siedzi i trenuje...macha tymi swoimi chorymi nóżkami... Rozmawiamy długo...słyszę głos Pana Marka...tak Andzia...tak, dobrze to robisz...Żeby nie zwariować wołam w stronę naszej bohaterki...Angeliko co mamy napisać na blogu? Napiszcie proszę żeby we mnie wierzeli tak jak ja w was wierzę...
Co robić??? Gdzie szukać??? Jak pomóc??? I jest pomysł...tylko kto przyjdzie do umierającej dziewcznki??? I zaczeła się akcja szukania...I znalezliśmy trenerkę psów, która wybłagała swoją klijentkę by wraz z jej przemiłym psem odwiedzili Angele...Już wszystko przygotowane...Angela czekająca na wizytę...a tu telefon...Proszę pani...a jak dziewcznka umrze przy nas??? Odpowiadam spokojem i wiarą w to, że Angela przy nich nie umrze...ona chciałaby tylko poczuć pod swoimi palcami ostatni raz sierść psa...tak jakby Jej Tofi, jej ukochany piesek był jeszcze raz przy niej...Poszły te panie...w pokoju szpitalnym otoczył ją zimny nos psiej miłości. Tego dnia rozmawiałam z Angelą po raz ostatni. Zadowolona położyła się by odpocząć. Zaczął się przedostatni etap Jej życia.Beatko??? I jak Angelka??? Ona jeszcze śpi...Lekarze mówią, że ona umiera... A czy ta pani z tym psem z ratownictwa ma jeszcze przyjść??? Tak Beatko...ale Angelka mimo, że oddycha już się nie obudzi...Beatko pani doktor mówi, że ona wszystko odczuwa...często gdy ratowała życia ludzkie i dla nie których nie było już ratunku, widziała jaka ta ostatnia chwila jest ważna. I tak w tej ostatnie chwili...Angelka była otoczona miłością swojej mamy i taty i osób, które o nią dbały w Hamburgu...i waszymi modlitwami...które napewno odczuwała. Dzwonię...Beatko i jak nasza Andzia...ona umarła...zdążyła pogłaskać pieska...byliśmy przy niej...ona umarła...

Nie mogę płakać...muszę być silna...przecież muszę pomóc...Beatko...

Zaczeliśmy działać...nie było czasu na łzy, na pożegnanie...tylko ten ból...i tęsknota...
Rok walki...ale było warto...Bo Angela w nas wierzyła...bo wiedziała, że tak trzeba...żyć ile się da i pomagać...
Ktoś może zapytać po co to opisuję, po co to przypominam, po co do tego wracam...Opisałam Wam kochani, ostatnie godziny z Angelą, by opisać drogę ADMINISTRATORA i TYCH o KTÓRYCH się nie wspomina...Smutek jest w niektórych wpisach a w niektórych wypowiedziach gorycz... Kilka miesięcy po śmierci naszej Angeliki nadal załatwiamy, organizujemy i pomagamy. Nie dla kariery...nie dla rozgłosu...bo tak trzeba...iść drogą dobra.

Czytam te Wasze wpisy...i te piękne... i te smutne... i te nieprzyjemne...

Zamykam oczy, łzy ciekną po policzku...uśmiecham się mówiąc - Angeliko będziemy wierzyć i pomagać do końca...


przesyłam Wam Kochani promyczki wiary i nadziei...

iwona wojtek( rysiukiewicz)